
Cześć Wszystkim 🙂 Dzisiaj zabiorę Was w samo centrum Lublina, na kojarzone przez najdalszych turystów Krakowskie Przedmieście. Blisko stąd i do Zamku i do Ogrodu Saskiego, od którego dzieli Was chwila spaceru, a po drodze ( w zależności od obranego kierunku) mijacie sporo fajnych atrakcji i zabytków. Wyobrażam sobie jak leniwie spacerujecie po deptaku w piękną, słoneczną niedzielę (ostatnio kilka nam się przytrafiło, więc tym bardziej zachęcam do realizacji tego scenariusza! ;)) i nagle szum miasta, dźwięki rozmów i gruchanie gołębi przerywa… czyjś zaniedbany brzuch! 🙂
Pewnie rozejrzycie się w około, wasz pytający wzrok zatrzyma się na kilku najbliższych knajpach, a w oddali zamajaczy McDonald’s na Placu Litewskim. Być może poszukacie odpowiedzi na ten palący problem w intrenecie, być może traficie tu właśnie w ten sposób i rozdrażnieni z głodu czytając ten akapit pomyślicie DOBRA JULIA DO BRZEGU…
A że głodni ludzie wszystkie zbrodnie popełniają w afekcie chyba nie pozostaje mi nic innego jak napisać – już nie szukajcie! Na rogu jednej z kamienic, bliżej Placu Litewskiego (duży neon z sugestywną nazwą klubokawiarni na pierwszym piętrze na pewno zwróci Waszą uwagę), a dla lubiących się z nawigacją pod adresem Krakowskie Przedmieście 25, 20-002 Lublin znajduje się OSTRO – miejsce, którego szukaliście.

Wystrój i muzyka sprzyjają uniesieniu kącików ust ciut wyżej już podczas przeglądania karty, pomimo burczącego brzucha. Jest przyjemnie, nowocześnie i z klimatem, a miejsca przy oknie, w których wkomponowani w przestrzeń deptaku możecie niezauważeni obserwować jak za szybą toczy się życie zachęcają, żeby wsiąknąć na kilka godzin…
Karta zgodnie z dewizą królowej Kuchennych Rewolucji jest dość skąpa ale daje kilka konkretnych możliwości w zależności od preferencji kulinarnych i humoru. Oficjalnie jest tylko jedna wegetariańska opcja, ale prośba usunięcia boczku z bajgla nie stanowiła żadnego większego problemu, więc nie zrażajcie się po szybkim, pierwszym rzucie oka. Nasz wybór padł na bajgla ze szparagami i pancakes.
Pankejki były spełnieniem dziecięcych marzeń i gdybym miała je opisać w kilku słowach to byłyby to BITA ŚMIETANA, CZEKOLADA, PUSZYSTE PLACUSZKI I PRECELKI. Dodatek owoców trochę balansował ten słodki smak ale zdecydowanie jest to propozycja, której nie straszna mocna, czarna kawa i największe smutki :). Bajgiel był pyszysty, chrupiąca skórka obsypana duużą ilością maku, który po chwili utopił się w idealnie ugotowanym jajku z płynnym żółtkiem. Grillowane szparagi, smakowały dokładnie tak jak powinny w pełni swojego sezonu, a serek śmietankowy i sos sprawiły, że wszystko było naprawdę pyszną całością. W zestawie do śniadania możecie dorzucić całkiem dobrą kawę lub orzeźwiającą lemoniadę za całe 2 zł od sztuki.
Za cały posiłek, który był naprawdę godny polecenia i powrotu (też planuję wpaść w najbliższym czasie, bo muszę spróbować reszty pozycji :D), lemoniadę i kawę zapłaciliśmy 42 złote. Przeliczając to na litry płynnego złota ze stacji benzynowej można by stwierdzić, że to bardzo uczciwa i przystępna cena, a zaspokojony głód i chęć do uśmiechania się do świata są w gruncie rzeczy przecież bezcenne 😉

Dajcie znać czy trafiliście i jakie były wrażenia! Podzielcie się w komentarzach ulubionymi miejscami na śniadanie w Lublinie, chętnie przygarnę polecenia i opowiem o nich na blogu 🙂










